***
Dzisiaj jest pogrzeb moich dziadków. Wstałam o 6am., po czym udałam się do łazienki. Wzięłam krótki prysznic oraz umyłam włosy. Ubrałam się w najlepszą sukienkę jaką miałam w szafie, do tego marynarka oraz buty na obcasie, które dostałam na 18. Dzisiaj zakładam je po raz pierwszy. Dobrałam to tego jakieś dodatki. Całość prezentowała się nieźle, jednak ja nie czułam się w tym dobrze. Nienawidzę takich butów i wszystko co mam na sobie pochodzi z jakiś tanich sklepów, co nie podwyższyło mojej samooceny. Usiadłam w fotelu i spokojnie czekałam, aż Amy przyjdzie po mnie. Po kilku godzinach rozległ się dzwonek do drzwi. Nareszcie przyszła! Zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi, jednak przede mną nie stała blondynka. Zdezorientowana patrzyłam na twarz Louisa Tommlinsona, stojącego z bukietem kwiatów.
- Yyyyyy.... Co ty tutaj robisz?- wykrztusiłam.
- Przyjmij moje kondolencje- powiedział chłopak z bólem w głosie. Skąd on wiedział o wypadku? Mniejsza z tym. To miłe, że w ogóle przyszedł.
- Dziękuję, ale Louis może już powinieneś iść? Nie chcę, żeby cały świat mówił o ich śmierci- wyszeptałam. Chłopak delikatnie mnie przytulił.
- Nie martw się. Nikt się o tym nie dowie- zapewnił. Gestem zaprosiłam go do środka.
- Przepraszam za bałagan, ale niedługo się wyprowadzam i...- nie dokończyłam, gdyż Louis szybko mi przerwał.
- Jak się wyprowadzasz? Gdzie?- krzyknął z przerażeniem w oczach. Zaskoczyło mnie to, bo nie powinno go to w ogóle interesować. Przecież nie znamy się!
- Nieważne. Co cię to tak obchodzi? Dziękuję za troskę, ale to jest twoja sprawa- wyjaśniłam spokojnie. Wielka gwiazda mruknęła coś pod nosem.
- Słuchaj Kate, wiem, że się za bardzo nie znamy, ale polubiłem cię. Od kiedy cię zobaczyłem pomyślałem, że możesz być dobrą przyjaciółką.- wyszeptał patrząc na swoje buty.
- Okej, to miłe, ale niestety nie możemy dalej konwersować, bo idę na pogrzeb- wymamrotałam podnosząc się w fotelu.
- Ja tez idę, więc pojedźmy razem- zaproponował Louis. Zmarszczyłam brwi. Po co on chce tam iść?
- Powiedz mim o co w tym chodzi?? W co ty grasz? Nigdy nie spotkałam się z najmniejszą dobrocią, a teraz ty tak nagle zaczynasz o mnie dbać? Przecież my się nie znamy!- krzyknęłam
- Najwyższy czas, żebyś się przyzwyczaiła, że ludzie będą chcieli cię poznawać i w ogóle- powiedział chłopak.
- Nie rozumiem cię- rzekłam cicho.
- Zainteresował się tobą Harry Styles!! Niedługo każdy będzie cię znał- Tommlinson uśmiechnął się głupkowato.
- Jemu chodzi tylko o jedno- wymamrotałam. Zadzwoniłam do Amy, że sama przyjadę, po czym wyszłam na podwórko, gdzie obok grata moich dziadków stał samochód Louisa. Kiedy go ujrzałam zabrakło mi tchu. Takiego auta to ja nie widziałam nawet w telewizji!
- Tym jedziemy?- wyjąkałam wciąż zażenowana.
- Tak, podoba ci się?- uśmiechnął się Louis.
- Boże... Jest piękny- wyszeptałam wyobrażając sobie miny ludzi, kiedy podjadę takim samochodem. To już sprawi, że wszyscy będą plotkować, a co dopiero kiedy wysiądę gwiazdą? Nerwowo przekręcałam na palcu pierścionek z imitacją szlachetnego kamienia.
- Słuchaj Louis... Bardzo doceniam to, że chcesz mi pomóc, ale proszę cię nie uczestnicz w pogrzebie. Nie chcę zamieszania. Przecież każdy cię zna!! Wszyscy będą zafascynowani tylko twoją obecnością, a ja tego nie chcę. Dziadkowie mają być pochowani w spokoju- powiedziałam cicho. Chłopak patrzył na mnie przez dłuższą chwilę.
- bardzo ich kochałaś prawda?- zapytał z bólem w oczach.
- Byli dla mnie całym światem! To dla nich żyłam!- krzyknęłam czując w piersi nagły przypływ goryczy. Louis niezdarnie mnie przytulił. Zdziwiłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że odwzajemniłam ten gest. Czułam jego bicie serca. I właśnie ta chwila otworzyła nam drzwi do wspólnej przyjaźni, ale o tym miałam się przekonać znacznie później.
- Odwiozę cię, a potem przywiozę okej?- wyszeptał Tommlinson.
- No dobra- westchnęłam głęboko, po czym wsiadłam do samochodu. Nie mogłam nadziwić się temu pięknu. Drogę przebyliśmy w milczeniu.
- Daj mi swój numer telefonu, zadzwonię do ciebie- rzekł Lou. Wyrecytowałam cyfry, po czym udałam się do kościoła. Zaskoczyło mnie, że tak dużo ludzi przyszło. Widząc trumnę dziadków nie hamowałam łez. Płynęły spokojnie po policzkach, a ja czułam wszechogarniający ból. W końcu uroczystość się zaczęła. Denerwowały mnie litościwe spojrzenia ludzi. Zawsze doprowadzało mnie to do szału. Nie potrzebuję litości. Sama sobie w życiu poradzę. To w końcu tego byłam nauczona. Kiedy zakopywali babcię i dziadka zaciskałam mocno piąstki, by choć trochę stłumić te cierpienie. Potem spokojnie słuchałam tych litościwych głosów. Po zakończonej uroczystości przeszłam na tyły kościoła, gdzie czekałam na telefon od Louisa. Po 20 minutach zadzwonił. Wyciągnęłam swoją przed potopową komórkę, po czym przyłożyłam ją do ucha.
- Jestem koło pomnika Maryji- powiedział.
- Okey- rzekłam i poszłam przed owy pomnik. Z daleka było już widać bogate auto, zupełnie nie pasujące do tego miejsca. Tłum ludzi stało i oglądało piękny samochód. Na szczęście szyby były przyciemnione, przez co nie było widać osoby, która się w nim znajduje. Przepychałam się, aż w końcu natknęłam się na Weronicę, najwredniejszą, a zarazem najpopularniejszą dziewczynę w szkole.
- Nie pchaj się wieśniaro. Dla takich jak ty taki widok jest zakazany- prychnęła, a wianuszek koleżanek zachichotały nerwowo.
- Czyżby?- zapytałam patrząc jej prosto w oczy.
- Spadaj stąd suko, idź pożegnaj się z dziadkami!- mruknęła dziewczyna próbując odkryć kto jest w samochodzie. Auć. Te słowa mocno mnie zabolały.
- Nie masz prawa mnie przezywać! W naszej wiosce jesteś pięknością, ale w większym świecie jesteś nikim wiesz?- powiedziałam. Wow, chyba pierwszy raz odważyłam się jej to powiedzieć, ale tylko dlatego, ze obecność Louisa dodawała mi odwagi.
Nim plastiwkowa blondynka zdołała się odezwać, ja otworzyłam drzwiczki samochodu i wskoczyłam na tylne siedzenie. Ludzie zamarli ze zdziwienia, jednak mina Weronicy była najlepsza, stała osłupiała z szeroko otwartymi oczyma.
- Jak się czujesz?- zagadał chłopak z pewną czułością w głosie.
- Jakoś leci, teraz tylko trzeba się spakować i ruszam w świat- mruknęłam odrywając nos od szyby.
- Kate, co byś powiedziała na to, żebyś zamieszkała z nami?- zaproponował. Gwałtownie obróciłam twarz w jego stronę.
- Żartujesz chyba?! Przecież my się w ogóle nie znamy!- krzyknęłam.
- To się poznamy, błagam zamieszkaj z nami. Przecież sama sobie nie poradzisz- rzekł Louis. Zwęziłam oczy.
- Skąd wiesz?- zapytałam chłodnym tonem.
- Bo jesteś taka niewinna i drobna- wyjaśnił. Westchnęłam głęboko. O co mu chodzi? Zawsze byłam niewidoczną, zamkniętą w sobie nastolatką, a teraz? Gwiazda proponuje mi wspólne zamieszkanie? Masakra. To wszystko za szybko się dzieje.
- To jak?- chłopak spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegła nadzieję.
- Pomyślę- odpowiedziałam. Dla innych dziewczyn taka propozycja byłaby spełnieniem marzeń, lecz dla mnie nie było to zbyt fajne. Mieszkając z 1d złamałabym swoje zasady moralne. Kiedy Louis podjeżdżał pod mój dom, zauważyłam na podjeździe czyjąś postać. Zamaszystym ruchem wyszłam z samochodu. Wtedy postać odwróciła się, a ja zamarłam. Tego zupełnie się nie spodziewałam.
.............................................................................................................................................................................
Oto i rozdział 6 ;) Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam weny, a tak mała liczba wyświetleń rónież mnie nie zmotywowała ;c Mam nadzieję, ze choć trochę spodobał się wam ten rozdział ;) Błagam komentujcie !!!